15 lipca 2018 - Niedziela

Zaczynam się powoli łamać. Dziś było ciężko mimo, że nie byłam sama. A bałam się tego.

Dziś byłam na obiedzie u jego siostry. Mimo, że w piątek przez telefon czułam,  że była po mojej stronie to dziś gdy jej wszystko opowiedziałam, już tego nie czułam.

Ja wiem, że inni mają większe kłopoty i zmartwienia. Dlatego,  od początku nie chciałam nic nikomu mówić. A wyszło jak zwykle.

Jego siostra zadzwoniła dziś do mnie rano, mówiąc,  że jutro przyjeżdża jej ojciec (średnio 2,-3 razy w roku) i czy będę też jutro. Odpowiedź była oczywista, jeżeli on do mnie zadzwoni i mi o tym powie. Bo jeśli nie,  to oczywiste jest,  że będę tam zbędna.

Dzwonił dwa razy. Byłam w łazience. Zadzwonił więc do Nastki i do mnie przyszła. Oddzwoniłam po kilkunastu minutach.

Zapytał jakie mam plany na jutro bo ojciec przyjeżdża i wypadałoby się pokazać. Powiedziałam,  że będę. Potem zapytał o obronę. I mnie wkręcił, że pies złamał łapę i ma w gipsie. Dureń!

Był radosny i wyluzowany. Znów się potwierdza to, że dobrze zrobiłam.

Rano jego siostra zapytała mnie czy jego też zaprosić na obiad. Że niby ja mam zdecydować. Powiedziałam, że jest mi to obojętne. Myśląc w głębi,  że nie mogę stawać między nimi. Są rodziną. Gdyby okazało się,  że by był,  ja bym nie przyjechała.

Ponoć nie chciał. Bo miał już ziemniaki obrane itp.  I nie wiedział, że ja będę.

Niech sobie będzie tam szczęśliwy. I wolny. Ja nauczę się żyć samej. Tylko boli mnie jednak ta olewka. I jednocześnie potwierdza,  że on mówił poważnie. Mówiąc, że ma mnie dość,  łożenia na mnie, żebym wypierdala. Szkoda tylko dziewczyn. A może jednak nie.

Nie wiem jak jutro wytrzymam tam cały dzień.

Komentarze

Popularne posty